Piąta rano.
Kawa
z kardamonem, to zawsze przyjemność.
Poprzedniej nocy śniłam labirynt.
Przemierzałam go popychana przez niewidoczne siły, bezbronna, ślepa, pozbawiona odrębności.
Na końcu labiryntu
była wieża w której utknęłam. Kręciłam się w kółko na niewidocznej fali (znałam to uczucie).
Wydostałam się.
Zachodzę w głowę, jak?
Jestem pewna, że nie było tam ani
drzwi, ani okien.
Dziś miałam inny sen. Otaczały mnie kobiety. Ubrane były w
buty na szpilkach, ja byłam w trampkach.
Czekałam na papieża, to był
jakiś podrzędny kościół, nie kaplica Sykstyńska.
Ja się spóźniłam albo
on się pospieszył, tego nie wiem.
Pieniędzy nie pożyczył:-)
Muszę cię znielubić.
Skończę jak Oskar Kokoschka.
Wikipedia
kłamie, były dwie Almy M.
Komentarze
Prześlij komentarz