Autentyczna 3

Tyle w niej było bólu, niewypowiedzianego, skrywanego głęboko na dnie. Tak bardzo nie żyła. Ale zrobiła to,  uwiodła wszystkich opowieścią o życiu.
Teraz, chciała przekartkować kartki tej dziwnej książki. Jak najszybciej, byle do przodu, byle z dala od setnej strony.
W duchu wiedziała, że nic to nie da. Trzeba czytać strona po stronie, uważnie akcentować przecinki i kropki. Powoli znikała warstwa ochronna, nie było sensu udawać. Poczuła się jak uczniak przyłapany na robieniu koślawych literek w zeszycie.
- Przecież bazgrołów nie da się zakryć małą niesprawną rączką - pomyślała i zaraz poczuła to wstydliwe ukłucie w środku.
Docierało do jej uszu najprawdziwsze, żywe nigdy nie ukołysane dziecko. Bardzo samotne dziecko. Nie miała pojęcia jak ma je dotknąć i uspokoić. Było dla niej obcym, przeraźliwie rozwrzeszczanym stworzeniem.
- Jak mam się za to zabrać? od czego zacząć? - myślała intensywnie. Już to przerabiała, ten natłok myśli, zrobiło jej się niedobrze.
- Muszę przestać próbować. Muszę zmusić się do kapitulacji. Nie mogę iść dalej. NIE MOGĘ. Muszę posłuchać tego rozwrzeszczanego bachora w środku - czego chcę.
Prawie natychmiast pojawiła się ta wierna i  najważniejsza myśl...
Wiedziała, że jest późno, na pewne rzeczy zbyt późno. Zawsze była dość krytyczna wobec siebie, by znać każde swoje kłamstwo.
- Wobec tego będę robić wszystko na odwrót - roześmiała się.
- Więcej porażek. O tak! więcej, jeszcze i jeszcze - teraz wydobyła z siebie cichy chichot.
To śmieszne, wszystko to śmieszne, głupie i w dodatku JEJ. Jej własne, a to znaczyło gorsze, koślawe i niepewne.
- Musiałabym stawić czoła kilku pokoleniom wstecz gdybym chciała wyplenić całe to koślawe i niepewne - a teraz moje koślawe i niepewne - przebiegło jej przez głowę.
Kilka lat temu mogłaby porwać się z motyką na słońce. Teraz szybko porzuciła ten pomysł. - Chociaż coś - zatriumfowała.
- Jestem dość stara by nie myśleć już o tym. Możliwe, że życie skończy się jutro - galop nagle ustał.
Poczuła spokój.
Wiatr delikatnie kołysał zielone dopiero co wypuszczone na wolność listki. Jakiś ptak podskakiwał przy kępce trawy, nerwowo wydłubując coś z ziemi. Chmury sunęły po osuwającym się coraz niżej niebie. Ziąb delikatnie dotarł do skóry.
Zebrała z trawy swoje rzeczy uśmiechnęła się do swoich myśli i poszła.






Komentarze

Popularne posty