Przyszła

W czwartek przyszła śmierć. Właściwie przyszła w poniedziałek w nocy ale dla nas żyjących objawiła się dopiero w czwartek około południa. Przez chwile było poruszenie i tłok. Potem cisza...
Dziwne, jak bardzo człowiek skupiony jest na sobie. Nawet śmierć nie robi na nim większego wrażenia. Tak bardzo człowiek chce coś poczuć, nadać sens, istnieć, że kiedy odwiedza go śmierć (nawet nie bezpośrednio) nie widzi jej.
To znaczy nie do końca jest tak, że nie widzi, próbuje oczywiście przeniknąć tajemnice nieistnienia i czarności jaka spowija oczy, stara się i kłopocze, używa określonych słów, robi określone gesty... ale trud to nadaremny.
Człowiek i śmierć są bardzo samotni.
Czasem to bardziej groteska niż poważna sprawa. Bo śmierć zaskakuje człowieka. Zaskakuje go w geście w grymasie, skurczu ciała w zastygłym ruchu. Śmierć jest gdzieś pomiędzy krzesłem a kanapą, stołem a otwartym balkonem, szczoteczką do mycia zębów a całą resztą ... byciem a nicością. To niedokończony obraz, uniesiona ręka, bezwładnie rozrzucona noga, opadły kącik ust.
Śmierć przechodzi obok naszych drzwi, gdy idzie do naszych bliskich, sąsiadów.
Tak bardzo jest, że bardziej się nie da. 
Te odwiedziny coś jednak w człowieku dotykają. Jest jakieś drganie, jest jakiś ruch... zimny i kalkulacyjny.
Kiedy rozchodzimy się do domów po serii: takie jest życie człowieka nasza własna śmierć wlecze się za nami.
Zbyt rzadko otwierałam drzwi na końcu korytarza, a teraz to już nie ma znaczenia.
Wszystko co się wydarzyło i nie wydarzyło musi wystarczyć, takie jest życie człowieka.

Komentarze

Popularne posty